Rozwój motoryzacji oraz rosnący dobrobyt sprawiły, że zachłysnęliśmy się mobilnością. Europa (jak i reszta świata) zaczęły powielać schematy urbanizacyjne realizujące się w Stanach Zjednoczonych. Niestety, nie skorzystaliśmy z możliwości, aby uczyć się na błędach innych i popełniamy je sami. Wskutek stawiania na transport indywidualny, dochodzi do rozlewania się miast (eksurbanizacja). Ich struktura staje się coraz bardziej “rozrzedzona”, głównie przez stawianie coraz większej liczby nowych domów, co oznacza, że w pobliżu miejsca zamieszkania nie mamy niezbędnej infrastruktury. To prowadzi do sytuacji, gdy załatwienie każdej, nawet najprostszej sprawy, wymaga pokonywania sporych dystansów. Remedium na to ma być wdrażanie koncepcji miasta 15-minutowego.
Czym jest miasto 15-minutowe?
Jest to koncepcja stworzona przez Carlosa Morleno, kolumbijskiego naukowca. Zyskała dużą popularność m.in. dzięki Anne Hidalgo, merowi Paryża, która wyrażała publicznie duże poparcie dla tego pomysłu. Poza tym idea ta została też podchwycona przez innych naukowców. Można też wskazać wcześniejsze teorie tego typu, jak chociażby 20-minutowe miasto Kenta Larsona.
Miasto 15-minutowe ma być odpowiedzią na główne bolączki współczesnych miast, którymi jest konieczność codziennego pokonywania dużych odległości, wywołane tym korki oraz destruktywny wpływ takiego modelu życia na środowisko naturalne, jak i samo miasto.
Zwolennicy zbiorowego transportu zachęcają wszystkich do tego, aby z niego korzystali. Jednak każdy, kto ma dzieci, wie, iż w wielu miastach po prostu nie jest możliwe, aby rano zdążyć odstawić dzieci do przedszkola lub szkoły, a następnie zdążyć jeszcze do pracy, nie korzystając z samochodu. Przeszkodą na eliminowaniu prywatnych pojazdów z przestrzeni miejskiej są więc zbyt duże odległości, jakie codziennie muszą pokonywać mieszkańcy. 15-minutowe miasta adresują właśnie ten problem.
W koncepcji takiego miasta kluczowe jest to, aby dzielnice oraz osiedla były rozplanowane w sposób umożliwiający ich mieszkańcom dotarcie w ciągu kwadransa do każdego punktu, w którym zaspokajają swoje codzienne potrzeby oraz obowiązki. Mówimy więc nie tylko o sklepach, ale też o usługach, jak też o pracy. Z pracą jest największy problem, bo przecież nawet jeśli kupimy lub wynajmiemy mieszkanie w okolicy swojej pracy, to po zmianie pracodawcy może się okazać, iż musimy jeździć na drugi koniec miasta. Lecz tutaj niespodziewane zasługi przyniosła pandemia koronawirusa. Za jej sprawą większość firm musiała przetestować zdalny tryb pracy i okazało się, że w większości przypadków on się sprawdza. Dzięki temu wiele osób nie musi już codziennie wędrować do biura, w celach zarobkowych, co bardzo ułatwia realizację idei miasta 15-minutowego.
Czy miasto 15-minutowe to sensowny pomysł?
Jeśli ktoś nie lubi spędzać istotnej części swojego życia siedząc w samochodzie i tkwiąc w korkach, to musi przyznać, że jest to bardzo dobra koncepcja. Interesują się nią nie tylko naukowcy i ideologowie, ale też sektor prywatny. Nawet w Polsce najwięksi deweloperzy deklarują sympatię dla tego pomysłu oraz próbują go wdrażać w swoich projektach, tworząc inwestycje, których przyszli mieszkańcy będą mieli na miejscu lub w najbliższej okolicy całą niezbędną infrastrukturę.
W koncepcji miasta 15-minutowego istotne jest to, aby mieszkaniec mógł się dostać wszędzie w ciągu kwadransa albo piechotą, albo rowerem. Takie miasta byłyby więc czyste, ciche oraz przyjazne mieszkańcom. Ma to przełożenie nie tylko na ekologię oraz urbanistykę i związane z nimi parametry, które mogą się wydawać nieco abstrakcyjne. Miasto 15-minutowe to przede wszystkim poprawa jakości życia mieszkańców. W końcu czy każdy z nas nie wolałby żyć w miejscu cichszym i czystszym? A poranny, pełen stresu pośpiech w drodze między mieszkaniem, szkołą a pracą, zamienić na spokojny, krótki spacer po okolicy? Z tego względu miast 15-minutowych nie powinniśmy traktować jako uniwersyteckiej ciekawostki, ale jako coś, do czego musimy dążyć, oczekując tego samego od deweloperów i samorządowców.